poniedziałek, 12 grudnia 2011

Reaktywujemy!

Witam ponownie!
Blog padł w 2 wpisy po utworzeniu, stało się - smutna i niezaprzczalna prawda. Czas wziąć się za siebie i mam nadzieję, że tym razem uda mi się utrzymać przyzwoitą aktywność blogową.
Na dobry początek kilka moich ostatnich kolorowańców, głównie ludki z Reapera (uwielbiam większość modeli tej firmy), ale znajdzie się też kilka "standardów" GW.

"Townsfolk", Reaper.
3 mieszczuchów i worki z czymś. Pan "Zabójca z kuszą" średnio pasuje mi do tego zestawu. Bardzo przyjemne w malowaniu i składaniu (jedyny element przyklejany to kusza) modele. Rzeźba jest "prosta, ale nie prostacka". Modele nie są przeładowane zbędnymi detalami których i tak nie widać, a które zżerają poteżęne ilośći malowaniogodzin. No i worki - "pierdołka", ale myślę że wszyscy gracze w mordheim/warheim ucieszyliby się z czegoś takiego dodawanego do zestawu. Figurka na środku (dumnie stojący drągal z pałką na ramieniu) jest moim Ideałem Figurki jednocześnie bezkonkurencyjnie wygrywając konkurs na: "Adasko Mini of the Year Award 2011".



Bohaterowie z Reapera: Halfing i "Bounty Hunter".
Klasyczne modele z Reapera, klasycznie utrzymane w stylistyce bardziej DnDkowej niż Warhammerowej. Niziołek jest bardzo przyjemnym w malowaniu modelem, jedyny minus (jak dla mnie) to typowa "wernerowa" twarz - kto malował cokolwiek rzeźby Wernera Klocke ten wie, o czym mówię. Łowca nagród - nigdy nie podobała mi się ta figurka (bogato rzeźbiony nakolannik i kusza - a pfe! Podobnie miecz, bardziej pasujący do jakiegoś elfa lub równie spedalonego księcia niż takiego zabijaki) i pomalowanie jej własnoręcznie nie zmieniło tego poglądu w żadnym stopniu.
Wiem, metaliki obsysają.





Night Goblins, GW
Co tu dużo pisać - doskonale znane wszystkim, wesołe, charakterne i naćpane Nocne Gobliny z GW'owskiego Głownego Systemu Fantasy. Nigdy nie podobał mi się standardowy schemat (szaro-czarne szmatki) w jakim prezentuje ich GW i na jaki najczęściej malują ich gracze), w związku z czym  postanowiłem nadać im bardziej naturalno-ciepłe barwy szmatek, co moim zdaniem wyszło im na dobre.


A tak prezentują się wszyscy razem - do grupowej fotki załapał się jeszcze nie warty wspominania milicjant. Klasyczny do bólu:


Każdy kolejny pomalowany przeze mnie model nie mający na sobie Power Armora utwierdza mnie w przekonaniu, że malowanie TYLKO wszelkiej maści marinsów powinno zalecać się ramach terapii leczenia uzależnień od gier bitewnych. Mi np bardzo szybko by przeszło.

Wydaje mi się, że moja aktywność blogowa powróciła w całkiem znośnym stylu. Niebawem kolejny update.
Z pozdrowieniami dla wszystkich czytających.

Adasko